O Lasach oraz o tym jak Gałęzie powstawały i co z tego wynikło

Hit: 1042

20 września 2016.

Poprzednio pisałam o Gardeniowym ogrodzie, dziś czas na najnowszą z leśnych kolekcji - Gałęzie. Dlaczego leśnych? Bo właśnie zdałam sobie sprawę, że z tych wszystkich Drzew, Liści, Gniazd i Gałęzi stworzyłam nieświadomie całkiem spory Las :)

Choć może wcale nie nieświadomie, a raczej podświadomie...


Las jest miejscem, które, w najróżniejszych swoich odsłonach, towarzyszy mi od dzieciństwa. Las rzeczywisty, szumiący i pachnący, po którym często spacerowałam z tatą. Las z harcerskich piosenek, które śpiewała mi do snu mama. Las z opowieści, który przemierzałam i odkrywałam razem z rodzeństwem Pevensie, z Ronją i Birkiem, z Bilbem i Frodem, z Geraltem i Ciri, z Ashitaką i San.

Miejsca zamieszkałe przez driady, mówiące zwierzęta i duchy. Pełne szemrzących strumieni, śpiewu ptaków, skąpanych w słońcu polan, mchów, paproci, kolorowych żuków i świetlików. Krainy mgieł, srebrzystych pajęczyn i rosy. Te zielone, tętniące życiem oraz senne, jesienne, pełne złota i purpury. Mroczne lasy nocy, deszczów i burz, a także zimowe, zasypane śniegiem, skrzące się srebrem i bielą.


Każdy z nich jest inny, ale każdy ma w sobie tę magię, która sprawia, że niejednokrotnie do nich powracam. Magię, która sprawia, że niemal za każdym razem gdy zaczynam tworzyć biżuterię, przywołuję te właśnie lasy, zanurzam się w nich i czerpię z ich bogactw.


A tak wygląda las najbliższy, który mam tuż za domem...



I leśny żuczek.



I ja.



Daleko odeszłam od pierwotnego tematu:) Wróćmy więc do Gałęzi, do ich powstawania i do tego, co ich powstanie spowodowało.

Po raz kolejny na warsztat wzięłam drut zamiast blachy, tym razem jednak bardziej okiełznany niż w przypadku poplątanych Gniazd. Użyłam drutów o różnych średnicach, pocięłam je na odcinki o najprzeróżniejszych długościach i zaczęłam układać.



Później wystarczyło to wszystko zlutować, a na koniec trochę wypolerować. Oczywiście, tak jak w przypadku Gniazd, obowiązkowe były kuleczki-kropelki na zakończeniu każdego drucika. Bo po prostu są ładne, bo przywodzą mi na myśl krople deszczu na gałęziach i pajęczynach, krople rosy na trawach.



Gałęziowy pierścionek załapał się nawet na małą podróż do Włoch i mini-sesję pod katedrą Duomo w Mediolanie.



Po skończeniu kolekcji wciąż jednak czułam niedosyt. Patrzyłam na drut i pragnęłam go nadal przeobrażać – tym razem jednak w coś z rozmachem. Dałam się więc ponieść, nie zastanawiając się ile srebra na to zużyję, jak długo i jak ciężko będę nad tym pracować, a co najważniejsze – czy ktoś będzie chciał to nosić. Tworzyłam dla siebie - dla samej przyjemności tworzenia, którą w tej postaci czułam do tej pory tylko przy malowaniu. Efektem jest ten oto naszyjnik – serce mojego biżuteryjnego Srebrnego Lasu.



Z kolei ten mały naszyjnik powstał tak jakby przy okazji :) Żeby sprawdzić co powstanie, jeśli oprócz srebrnego drutu użyję także miedzianego.



Na koniec krótkie, filozoficzne podsumowanie ;)

Dawno, dawno temu, chyba jeszcze za czasów gimnazjum, oglądałam film dokumentalny. O czym? Nie mam zielonego pojęcia. Ale zapamiętałam z niego przytoczone słowa jakiegoś dawnego japońskiego mistrza: ZANIM NAMALUJESZ BAMBUS, MUSI ON NAJPIERW WYROSNĄĆ W TWOIM SERCU.

Ja bezustannie czuję jak kiełkują te wszystkie srebrne Drzewa, Liśie i Gałęzie, jak zakwitają Gardenię, jak rośnie mi w sercu Las i Ogród. A w ślad za nimi pną się Góry, ale o nich może innym razem ;)